Maj 2018.
Zrobiło się ciepło, więc można zacząć grzebać w ziemi.
Podjechał sąsiad koparką i wyrywał karpy po samosiejkach, które ścięliśmy w zimę.

Przy pomocy koparki postawiliśmy słup do prowizorki. Słup zdobyliśmy przez znany portal ogłoszeniowy. Był w komplecie z kablem przyłączeniowym i skrzynką z zabezpieczeniami i miejscem na licznik.
W międzyczasie szukaliśmy elektryka z uprawnieniami do podłączenia, który nie będzie chciał nas okraść. W kastingu wzięło udział trzech panów. Ceny za podłączenie i wystawienie odpowiedniego dokumentu do PGE od 800 do 1800 zł. Oczywiście wygrał pan za najniższą kwotę.
Problemy zaczęły się jak już zaczęliśmy podłączać się do najbliższego słupa. Tak mieliśmy wpisane w warunkach z PGE. Wyskoczyła sąsiadka z krzykiem, ze to jej słup, że stoi na jej działce. itd. Elektryk się wystraszył i kazał się dogadać z sąsiadką. Inaczej nie podłączy. Poszliśmy rozmawiamy, że to tylko na czas budowy. Z drugiej strony "krótka piłka" 2000 zł i podłączajcie. Tego było za wiele. Odpuściliśmy tego dnia. Zacząłem drążyć temat słupa. Udałem się do PGE. Potem do UG. Wszystko wskazuje wg map geodezyjnych, że słup stoi w pasie drogowym. Otrzymaliśmy odpowiednie pismo i pozwolenie na podłączenie w pasie drogowym.
Umawiamy elektryka do podłączenia. Przyjeżdża i sytuacja jak poprzednio, papier nie robi wrażenia. Nie pozostało nic innego i za namową elektryka prosimy o pomoc policję. Po przyjeździe patrolu sąsiadka się gdzieś rozpłynęła. Elektryk spokojnie wszystko podłączył. Następnie przyjechała inna ekipa i założyła licznik.
Mamy prąd na działce.
Komentarze